Manhattan

W 1994 roku miałem cztery lata i wybierałem imię dla mojego brata. W środku tabeli najwyższej ligi rozgrywkowej w Polsce znajdował się Hutnik Kraków, Sokół Pniewy, czy Raków Częstochowa, a Widzew Łódź szedł po wicemistrzostwo Polski. W kinach grano Psy 2 i Pulp Fiction, w telewizji kończyła się emisja Star Trek The Next Generation, a świat poznał Babylon 5. Prezydentem Polski był Lech Wałęsa, a premierem Waldemar Pawlak.  Selekcjonerem reprezentacji Polski w piłce nożnej był Henryk Apostel, prezesem PZPN był Kazimierz Górski, a Adam Małysz debiutował w Pucharze Świata w skokach narciarskich.

Czemu o tym wszystkim wspominam? Bo w 1994 roku Andreas Seyfarth, znany między innymi z Puerto Rico, odebrał nagrodę Spiel des Jahres za Manhattan. Reedycja tego tytułu jest nowością wydawniczą od FoxGames. 24 lata później.

Przybliżenie gry

Manhattan to gra typu Area Control, gdzie dwóch do czterech graczy, walczy o kontrolę nad budowanymi przez siebie wieżowcami, na tropikalnej wyspie Manhattanu. Gra posiada nieskomplikowane zasady i ciekawy trick, gdzie ma znaczenie z której strony planszy siedzi dany gracz. Budowane przez nas wieżowce, pną się w górę i sprawiają, że gra przykuwa oko. Czy jednak tytuł sprzed niemalże ćwierć wieku nadaje się do grania w obecnych czasach?

Elementy gry

W ładnym pudełku znajduje się plansza do gry, która z bliżej mi nieznanych powodów przedstawia tropikalną wyspę, a nie nowojorski Manhattan. Do gry starczą nam 45 karty budynków i 100 plastikowych budynków. W wersji koreańskiej, którą posiadam kolory nie są wystarczająco zróżnicowane (i to nawet dla nie daltonistów), ale polska edycja od FoxGames została pod tym względem poprawiona. Znajdziemy tutaj również cztery planszetki gracza, na których ustawiamy nasze budyneczki w czasie tury, a także jeden znacznik rundy. Instrukcja jest napisana dobrze (tzn. ta polska, bo koreańska to jakieś szlaczki), a gra jest na tyle prosta, że po jednokrotnym przeczytaniu polskich zasad, w czasie rozgrywki wystarczą mi obrazki w mojej papierowej koreańskiej wersji.

Jak w to się gra?

Gra trwa cztery rundy, po których wygrywa osoba posiadająca najwięcej punktów. Każdy z graczy dysponuje takim samym zestawem jedno-,dwu-,trzy- i czteropiętrowych budyneczków. Przed rundą wybieramy sześć budyneczków, którymi będziemy dysponować w danej fazie rozgrywki.

Zasady są banalne. Zagrywamy jedną z czterech posiadanych na ręce kart i – w zależności od tego przy którym krańcu planszy siedzimy – ustawiamy w odpowiednim miejscu nasz budyneczek. Mamy możliwość rozpoczęcia nowego budynku, lub jeśli możemy co najmniej wyrównać liczbę pięter które kontroluje przeciwnik, dostawić się do już istniejącego i stać się jego właścicielem.

Gdy wszyscy gracze zagrają sześć swoich budynków następuje podliczenie punktów. Każdy kontrolowany przez nas budynek daje nam jeden punkt, każda kontrolowana dzielnica daje dwa punkty, a posiadanie najwyższego budynku na całej wyspie daje nam trzy punkty.

Klimat

Nie przesadzajmy. Gra jest na tyle abstrakcyjna – i toczy się na tropikalnej wyspie – że nie ma co tutaj mówić o klimacie. Chyba, że o nieuchronnej urbanizacji terenów zielonych.

Podsumowanie

Manhattan to bardzo prosta gra area control, która stosuje sprytny zabieg, wykorzystujący położenie graczy względem planszy, do zróżnicowania działań kart. Bardzo innowacyjna mechanika, której nie kojarzę z żadnego tytułu wydanego po 94’. Gra wygląda bardzo ładnie, a pod koniec gry nasze miasto przypomina holograficzne plany miast z filmów science-fiction. Dla mnie bomba.

Mimo, że gra jest prosta nie można jej nazwać prostacką. Każdy szybko załapie zasady i będzie w stanie z miejsca rozpocząć rozgrywkę, ale momentów wymagających zastanowienia się i planowania jest całkiem sporo. Zdarzają się wręcz przestoje, gdy jeden z graczy szuka złotego ruchu, ale ogólnie tempo rozgrywki jest bardzo dobre. Po prostu czasem czujemy, że możemy zrobić coś świetnego, ale nie widzimy tego na pierwszy rzut oka.

Mam jednak z Manhattanem dwa duże problemy. Po pierwsze olbrzymia losowość i to w dwojakim sensie. Z jednej strony mamy karty, które wymuszają na nas konkretne ruchy. Częstokroć nie mamy dostępu do tego miejsca w mieście, które chcielibyśmy aktualnie zaatakować. Z drugiej strony pierwsza runda to trochę losowe decyzje graczy (na zasadzie czy wejdę do dzielnicy A, czy B, które z mojego punktu widzenia niczym się nie różnią). Taki układ może spowodować, że zupełnie przypadkiem jeden z graczy zostanie mocno w tyle już na samym starcie i nie będzie w tym jego winy!

Drugi problem – i to chyba nawet większy – to olbrzymia agresywność rozgrywki. W tej grze chodzi o to, żeby non-stop przeszkadzać przeciwnikom, przejmować ich dzielnice i budynki. Ogólnie takie gry lubię, ale w Manhattanie chodzi tylko o to i większości moich współgraczy to przeszkadzało. Nie do końca też wiem kto jest adresatem tego tytułu. W 1995 roku dostawała nagrody w kategoriach gier familijnych, ale na moje oko jest zdecydowanie zbyt agresywna na taką kategorię.

Werdykt

Manhattan nie chwycił mnie za serce. Wydaje mi się, że zbyt dużo czasu upłynęło od jego oryginalnej premiery, a gry poszły na tyle do przodu, że tak prosta gra Area Control nie ma miejsca na mojej growej półce. Nie żałuję jednak, że mogłem ten tytuł poznać! Prosta, momentami satysfakcjonująca, momentami irytująca rozgrywka, która pozwala nam powalczyć za pomocą ton żelaza i betonu. Gra otrzymuje ode mnie ocenę 5 w skali BGG – poprawna, ale w gruncie rzeczy dość przeciętna gra, do której nie wiem czy jeszcze będę wracał.

  • Wykonanie: 7

    + wybudowane miasto wygląda bardzo ładnie

    + dobrej jakości karty

    + ładne grafiki…

    – …ale tropikalna konwencja totalnie mi nie pasuje

    – niewiele elementów, za standardową cenę

    – zastosowane w koreańskiej wersji kolory to koszmar dla daltonisty

  • Klimat: 1

    – absolutny brak klimatu na tropikalnym Manhattanie

  • Ocena końcowa: 5

    + proste zasady

    + oryginalna mechanika

    – spora losowość

    – olbrzymia agresywność rozgrywki

    – nie do końca czuję do kogo jest skierowany ten tytuł