Kamienna Mandala

Zacznę od przyznania się do pewnego braku w wiedzy ogólnej… Gdy pierwszy raz usłyszałem o Kamiennej Mandali, byłem pewien że chodzi o Mankalę i po raz kolejny otrzymamy jakiś wariant gry rodem z Afryki. Okazało się jednak, że sama Mandala to rodzaj wzoru popularnego w buddyzmie, a gra nijak nie przypomina wspomnianej Mankali. Mamy do czynienia z grą logiczną, która na pierwszy rzut oka kojarzyła mi się z Azulem, czy Reefem. Tutaj już żadnego błędu w skojarzeniach nie popełniłem, co potwierdza przypisanie gry do odpowiednich mechanik na stronie BGG. Przygotowany merytorycznie planowałem pełnoprawną recenzję Kamiennej Mandali. Niestety będą to pierwsze (i drugie i trzecie itd…) wrażenia, bo covidowa sytuacja w rodzinie nie pozwoliła nam ograć gry w szerszym składzie osobowym niż na dwóch graczy i tylko o takiej wersji gry jesteśmy w stanie cokolwiek rzetelnego napisać.

Jak to wygląda?

W zaskakująco dużym pudełku, znajdziemy 96 kamieni w czterech różnych kolorach i z dwoma różnymi rodzajami wzorów. Stanowią one serce Kamiennej Mandali. Jako daltonista bardzo się bałem, że zastosowane kolory nie będą wystarczająco różnorodne, w końcu fioletowy i czerwony, czy też fioletowy i niebieski czasem bywają w grach dla mnie niemalże identyczne. Na szczęście w tym konkretnym przypadku nie miałem żadnego problemu z rozróżnianiem elementów i z samą grą. Warto podkreślić wysoką jakość kart tajnych celów i pomocy graczy, które wyglądają na trwałe i wytrzymałe, co jest bardzo ważne biorąc pod uwagę niestandardowy rozmiar, utrudniający zakoszulkowanie. W pudełku znajdujemy jeszcze sporej wielkości planszę, czyli element uzasadniający tak duże pudełko Kamiennej Mandali, a także dobrze napisaną instrukcję. Tym, na co można trochę ponarzekać są planszetki graczy – cienkie i zwyczajnie nie przystające wykonaniem do pozostałych elementów gry.

Jak się w to gra?

Zasady Kamiennej Mandali są banalne. Na planszy znajduje się dziewięć pól, po których będziemy poruszać czterema pionami artystów. Każde takie pole sąsiaduje z czterema miejscami, na których umieszczamy w setupie po cztery kamienie. W swojej turze możemy przestawić dowolnego artystę na jedno z sąsiednich pól i zebrać wszystkie otaczające go kamienie, których symbol pokrywa się z jego oznaczeniem oraz które nie sąsiadują z innym artystą. Co ważne, dobieramy te kamienie zgodnie z ruchem wskazówek zegara, ale sami wybieramy punkt startowy. Tak pozyskane kamienie ustawiamy na jednym z pięciu dostępnych, pustych pól na naszej planszetce. Jeśli w swojej rundzie nie zamierzamy poruszać architektem to musimy odpalić punktowanie. Polega ono na wybraniu koloru, a następnie podliczeniu punktów za wszystkie wieże na naszej planszetce, których wierzchni kamień jest właśnie w wybranej barwie. Szczegółów punktowania i wyjątków nie będę teraz opisywał, wystarczy wiedzieć, że gra kończy się gdy gracze zapunktują odpowiednio dużo kamieni (liczba ta zależy od liczby graczy), a zwycięzcą zostaje gracz który ugrał najwięcej punktów. Żeby grę urozmaicić mamy również do wykonania jeden z dwóch wylosowanych przed partią celów osobistych, których wykonanie niejednokrotnie decyduje o naszym końcowym sukcesie.

Fajne czy nie?

Kamienna Mandala zachwyciła nas od pierwszego wejrzenia i jesteśmy dumni, że możemy być patronami tego świetnego tytułu. W wariancie dwuosobowym jest to bardzo przyjemna gra logiczna, zmuszająca nas do jak najlepszego wykorzystania każdej nadarzającej się okazji. Czujemy wielką satysfakcję, gdy uda nam się dobrze zapunktować, ale chyba nawet jeszcze większą, gdy takie zagranie jest również dobrym punktem wyjścia do dalszej rozgrywki. Warto podkreślić, że gra jest mocno taktyczna, ale wymaga też strategicznego planowania co do wyboru koloru, który zamierzamy aktualnie zbierać. Kolory, w przeciwieństwie do samych symboli, są jawne i ich ustawienie na planszy jest znane już w setupie. Brak zrozumienia tego prostego faktu kosztował mnie dwie srogie porażki na samym początku naszej przygody z Kamienną Mandalą…

Podsumowując

Nigdy nie byłem wielkim fanem tytułów tego pokroju, czyli wystawiania jakichś kafelków i tworzenia z nich pewnych wzorów. Azule oceniam na BGG jako typowe gry 4/10, Novą Lunę tak samo, jedynie Reef w recenzji dostał szóstkę, a i to w dużej mierze za wrażenia artystyczne. Kamienna Mandala przełamuje ten trend. Jest to gra o prostych zasadach, która zmusza nas do myślenia, ale jest również bardzo płynna i zaskakująco dynamiczna.

Co ważne, gra wywołuje syndrom potrzeby rewanżu i jeszcze jednej partii. Według mnie zawdzięcza to swojemu taktycznemu stylowi. Musimy być zawsze gotowi na zmieniającą się sytuację na planszy i odpowiednio reagować na niespodziewane sytuacje spowodowane ruchem przeciwnika, który może być nam mocno nie na rękę. Jeśli popełnimy błąd, albo nasz plan okaże się zwyczajnie nieefektywny, jesteśmy żądni rewanżu, a krótki czas jednej partii sprzyja kilku rozgrywkom przy jednym posiedzeniu.

Kamienna Mandala to jedyna gra logiczna, która na dłuższy czas zagości w naszym domu i którą już teraz z miłą chęcią zdejmuję z półki i rozstawiam na stole. Jest to także, obok Dice Settlers, moja ulubiona gra Board & Dice wydana w Polsce przez Lucrum Games. Z uwagi na większą liczbę rozegranych partii, niż przy standardowym tekście z pierwszymi wrażeniami, jestem gotów wystawić jej końcową ocenę (choć tylko dla wariantu dwuosobowego!) i będzie to mocne 8,5 – bardzo chętnie zagram w Kamienną Mandalę i zapewne będzie to od razu dwumecz między mną i moim przeciwnikiem.

Gra otrzymana w ramach patronatu naszego bloga