Kosmiczne Spotkania – unboxing

Po czterdziestu latach od premiery oryginalnej wersji, Cosmic Encounter został wydany po polsku przez wydawnictwo Galakta. Dzięki uprzejmości łódzkiego sklepu i wypożyczalni Gralnia mam możliwość zaprezentowania Wam unboxingu tej „starej nowości”.

Jak mawia Piotr Fronczewski przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę. Tutaj działa podobna zasada – przed rozpoczęciem właściwego unboxingu należy ściągnąć folię.

Na opakowaniu znajdujemy kilka ras z uniwersum Cosmic Encountera, a w tle znajduje się kosmiczny wir. Kolorystyka przykuwa uwagę, a jedna z ras…

Toż to Geonosjanie z Gwiezdnych Wojen! Cóż… gra rzeczywiście wyszła dawno, dawno temu.

Na pudełku mamy jeszcze autorów gry, żeby nikt nie miał wątpliwości kto za Kosmiczne Spotkania odpowiada. Co ciekawe brakuje Kevina Wilsona, odpowiedzialnego za najnowszą edycję.

Na dole pudełka znajdujemy opis gry, elementy i jeszcze więcej obcych ras. W końcu w samej grze znajdujemy aż pięćdziesiąt różnych frakcji!

Tuż po zdjęciu wieka, naszym oczom ukazuje się instrukcja. Jest krótka, szczegółowa i bardzo dobrze napisana. Nie pozostawia wątpliwości co do tego jak wygląda rozgrywka w Kosmicznych Spotkaniach

Wyjmując instrukcję, ukazują się trzy arkusze żetonów, a także karty, rasy i statki graczy. Co warte zauważenia, te dwa ostatnie elementy są zapakowane w woreczki strunowe. O ile sporo gier dodaje takowe do pudełek, to nie kojarzę fabrycznie zapakowanych w ten sposób elementów. Do tego sama wypraska ma miejsce na przechowywanie kart, więc wyjątkowo nie ma sensu się jej pozbywać. Olbrzymi plus dla wydawcy.

Tak prezentują się statki znajdujące się w grze. Mamy do czynienia ze standardowym niezidentyfikowanym obiektem latających, za jakimi uganiał się Fox Mulder w serialu „Z Archiwum X”. Gra jest pięcioosobowa, ale jako daltonista jestem w stanie rozróżnić bezproblemowo cztery kolory. Wybór niebieskiego i fioletowego jest – delikatnie mówiąc – z mojej perspektywy niefortunny.

Trzy arkusze żetonów, już wyjęte z folii i powoli opróżniane z zawartości. Nie da się ukryć, że planetki, żeton bramy i wir są efektowne i przykuwają wzrok. W tej kwestii osoba odpowiedzialna za grafikę absolutnie nie zawodzi.

Wszystkie żetony świetnie się prezentują, a jedna z planet wydaje się mocno znajoma…

Sercem Kosmicznych Spotkań są karty. Jak widzicie jest ich całkiem sporo i dzielą się na kilka typów.

Najważniejsze są tytułowe spotkania. Mamy ataki, negocjacje i metamorfozę. Determinują one nasze zachowanie w trakcie interakcji z inną rasą i w wypadku ataku określają naszą dodatkową siłę w walce. Wsparcia pozwalają odwrócić los bitwy na naszą korzyść.

Jak doprowadzić do spotkania z innymi graczami? Służą do tego karty celu. W każdej rozgrywce biorą udział te, których kolory odpowiadają graczom biorącym udział w danej partii, uniwersalne i specjalne.

Rozbłyski i artefakty są odpowiednikiem kart akcji z innych gier. Te pierwsze są powiązane z rasami, które gracze mieli do wyboru na początku gry i po zagraniu wracają na rękę. Artefakty to potężne przedmioty, lub umiejętności jednorazowego użytku, nierzadko odwracające losy rozgrywki.

W grze znajduje się również wariant wprowadzający opracowywanie nowych technologii. Pamiętacie jak mówiłem, że jedna z planet wydaje się być znajoma? Otóż mamy możliwość wynalezienia bomby Genesis i stworzenia takowej planety!

Na sam koniec mała próbka ras obecnych w Kosmicznych Spotkaniach. Jest to chyba największy wyróżnik tego tytułu – takiego ogromu różnorodnych i pomysłowych frakcji nie widziałem w żadnej innej grze. Nie chcąc psuć niespodzianki wrzucam tylko kilka reprezentatywnych przykładów, a was zachęcam do wypróbowania Kosmicznych Spotkań i samodzielnego zapoznania się z tutejszymi obcymi.

Dziękuję sklepowi Gralnia za przekazanie Kosmicznych Spotkań do unboxingu