Undaunted Normandy – pierwsze wrażenia

Kompania Braci to, obok The Wire i Babylon 5, jeden z moich ulubionych seriali wszechczasów. W dużej mierze odpowiada za moje zainteresowanie taktycznymi grami wojennymi. Niestety dotychczas trafiałem na gry wojenne, które miały według mnie dość istotny mankament. Fabularnie polegały na kierowaniu masą jednostek, a mechanicznie były dość skomplikowane i trwały zbyt długo. Ostatnio ponownie obejrzałem superprodukcję HBO i szukałem gry na poziomie plutonu. Chciałem poprowadzić niewielki oddział, skończyć potyczkę w ciągu godziny i łatwo tłumaczyć zasady graczom niewojennym. Wreszcie trafiłem na tytuł, który wydawał się spełniać wszystkie moje wymagania – nowość autorstwa Davida Thompsona (twórcy między innymi Europe Divided i War Chest), czyli Undaunted Normandy.

Jak to wygląda?

W średniej wielkości pudełku znajdziemy po 54 karty na stronę konfliktu (Niemcy i Amerykanie), 18 kafli mapy, 4 kości k10 i żetony oddziałów, kontroli, punktów zwycięstwa, a nawet wieży radiowej. Jakościowo jest niestety średnio. Jeden z kafli uszkodził się już w czasie pierwszej rozgrywki, a karty desperacko potrzebowały koszulkowania. Są bardzo cienkie i bałem się, że już po pierwszej partii się zniszczą. W pudełku znajduje się insert, który pozwala przechowywać elementy, ale jest nieprzystosowany do zakoszulkowanych kart, więc schowałem go do szafy… Instrukcja jest bardzo dobrze napisana. Mamy też książkę scenariuszy, każdy z nich przedstawia rys historyczny potyczki, startowe karty i ustawienie. Bardzo ciekawym założeniem jest czteroscenariuszowa bitwa o Mortain, kończąca kampanię w Undaunted Normandy. Warto zauważyć, że gra jest do zdobycia za niecałe 130 złotych, co w dzisiejszych czasach jest bardzo atrakcyjną ceną.

Jak się w to gra?

W Undaunted jest wykorzystany bardzo prosty system łączący elementy Card Driven Game i Deckbuildingu. Nasze oddziały są reprezentowane na planszy przez żetony, które definiują rodzaj żołnierzy i przynależność do drużyny bojowej. Karty odpowiadają tymże oddziałom i określają jaką akcję może dany żeton wykonać. W zależności od typu jednostki mogą one strzelać, ruszać się, wykonywać zwiad, zdobywać kontrolę nad terenem itd. Występują tutaj ciekawe zależności – przykładowo regularni strzelcy mogą wejść tylko na pole rozpoznane przez zwiadowców. Z kolei każde pole, na którym wykonuje się zwiad, powoduje dodanie do naszej talii kart mgły wojny, które zapychają nam rękę. Oczywiście jednostki zwiadu mogą się również tych kart pozbywać, a także dorzucać je przeciwnikowi.

Na początku tury każdy z graczy dobiera na rękę cztery karty ze swej talii. Następnie rozstrzygamy, kto ma inicjatywę poprzez zagranie jednej zakrytej karty. Gracz, który wybrał tę o wyższym numerze będzie rozpatrywał swoje akcje jako pierwszy. Należy pamiętać, że zagrana na inicjatywę karta nie będzie rozpatrywana pod kątem akcji. Następnie zwycięzca inicjatywy zagrywa wszystkie karty z ręki i rozpatruje ich działania. Wybieramy jedną z dwóch do czterech możliwych działań danego żołnierza, czy oficera. Może to być dobranie kart, zdobycie nowych jednostek, ruch, zwiad, atak itd. Wszystkie akcje są opisane na końcu instrukcji w zwięzłej formie, ale szkoda, że nie mamy tu karty pomocy dla każdego gracza. Zdecydowanie upłynniłoby to początkowe rozgrywki.

Bardzo ciekawym pomysłem jest rozwiązanie walki w Undaunted. Jest ona maksymalnie uproszczona. Każdy oddział, który chce oddać strzał ma określoną liczbę kości, którymi rzuca – najczęściej jedną, karabiny maszynowe dwie, a snajper trzy. Liczymy ile kafli od celu znajduje się nasz oddział, dodajemy obronę przeciwnika, modyfikator terenu i rzucamy kością K10. Nasz wynik musi być większy lub równy od zsumowanej obrony oddziału wroga. Nie ma żadnych linii wzroku, czy zasięgu i nic nie przeszkadza nam w oddaniu strzału.

Gra kończy się po zrealizowaniu celu naszej strony, który jest inny w każdym scenariuszu. Najczęściej polega on na kontrolowaniu konkretnych miejsc, ale z uwagi na konstrukcję scenariuszy, obaj gracze będą dążyć do osiągnięcia zwycięstwa w inny sposób.

Fajne czy nie?

Undaunted Normandy zachwyciło mnie od pierwszego posiedzenia. Banalne zasady, łatwość we wprowadzaniu nowych graczy, odczuwalny klimat starcia. Warto podkreślić, że większość scenariuszy jest asymetryczna, przykładowo już w drugiej potyczce jednostki amerykańskie muszą kontrolować jeden z terenów znajdujących się po stronie niemieckiej, a ci z kolei muszą pozbyć się z planszy wszystkich oddziałów regularnych strzelców alianckich. Niemców jest mniej, ale dysponują bronią maszynową, ustawioną w dogodnej pozycji. Alianci są zmuszeni przejść po otwartych polach, gdzie z pewnością niejeden z żołnierzy zostanie już na zawsze, zalany ogniem ciągłych serii MG-42.

Co ważne gra spodobała się również mojej małżonce. Mając ochotę rozegrać potyczkę w drugowojennych realiach nie muszę już umawiać się miesiąc wcześniej z kolegą, na wielogodzinną batalię w Conflict of Heroes. Mogę wyjąć Undaunted Normandy, rozłożyć w kilka minut, a w ciągu godziny doprowadzić starcia do końca.

Podsumowując…

Nie owijając w bawełnę, Undaunted Normandy to murowany kandydat do TOP 10 gier poznanych w 2019 roku. Nie jestem aktualnie pewien, na którym miejscu bym je ustawił, muszę rozegrać kampanię do końca, ale na chwilę obecną jestem grą zachwycony. Jest szybka, prosta i emocjonująca. Przedstawia konflikt na poziomie plutonu i robi to w sposób fantastyczny.

Zdaję sobie sprawę, że uproszczenia i abstrakcyjność gry pewne osoby odrzuci. Nie mamy tutaj, standardowego dla gatunku, wyznaczania linii wzroku. Nie istnieje zasięg strzału – co najwyżej możemy mówić o zasięgu efektywnym – a poza większą lub mniejszą liczbą kości strzału, którymi różnią się rodzaje oddziałów, tylko moździerze mają inne zasady ataku. Nie ma wsparcia artyleryjskiego, nie pojawiają się żadne pojazdy, nie poprowadzimy czołgów, a wsparcie lotnicze nie wyciągnie nas z kłopotów.

To wszystko jednak traktuję jako zalety gry. Uproszczone zasady pozwalają nam szybko rozegrać małą potyczkę. W jednej misji będziemy walczyć o stodołę, w innej spróbujemy wykurzyć przeciwnika z wieży kościelnej, a w jeszcze innej będziemy walczyć o kontrolę przeprawy przez rzekę. Dodam, że o ile startowy zestaw kart jest narzucony przez autorów, to mamy na tyle dużą kontrolę w tworzeniu plutonu, że w czasie gry dostosujemy skład osobowy do naszej aktualnej taktyki. Czasem zdecydujemy się na dodatkowe wsparcie karabinów maszynowych, innym razem postanowimy schować nasze jednostki liniowe i dać działać oddziałom zwiadu. Zwiększa to możliwości w czasie potyczki i działa korzystnie dla regrywalności.

Polecam zainteresować się bliżej Undaunted Normandy. Jeśli jesteście na Essen Spiel 19, znajdźcie stoisko Osprey Games i przetestujcie to cudeńko. Możliwe, że autorzy będą prezentowali także kolejną grę z serii, czyli Undaunted North Africa. Osobiście, biorąc pod uwagę współpracę Davida Thompsona z polskimi wydawcami, a także jego personalne zainteresowanie wrześniem 1939 (przygotowuje grę o obronie Poczty Polskiej w Gdańsku) po cichu liczę na Undaunted Poland 1939, która byłaby dla tego systemu tym czym Price of Honour dla Conflict of Heroes. Kupowałbym w ciemno, jak pewnie kupię każdy inny tytuł w tej serii.

Recenzowany egzemplarz pochodzi z prywatnej kolekcji.