Trismegistus

Marysia jest olbrzymią fanką uniwersum Harry’ego Pottera. Siebie określiłbym jako zwolennika serii. Przeczytałem wszystkie książki, byłem na większości filmów w kinie, całą fabułę serii znam na pamięć, choć nie uważam się za eksperta. Moją ulubioną postacią jest Severus Snape, który został przez J.K. Rowling wykreowany w bardzo ciekawy sposób. To dzięki niemu polubiłem tematykę warzenia eliksirów i dlatego zwróciłem swoją uwagę na Trismegistusa.

Przybliżenie gry

Trismegistus to ciężkie euro, w którym wcielamy się w alchemików transmutujących przeróżne metale, starając się wytworzyć legendarny kamień filozoficzny. Jest to kolejna gra będąca efektem współpracy Board & Dice z Daniele Tascinim. Poprzednik, czyli Teotihuacan, niezbyt mi się spodobał, ale Trismegistus był niekwestionowanym hitem zeszłorocznego Essen. Podjąłem decyzję, że trzeba spróbować i niezwłocznie dać grze szansę. Potem otworzyłem instrukcję…

Elementy gry

Standardowo w tym akapicie opisuję zawartość pudełka. Miejmy to za sobą: ponad sto cienkich kart kart, masa żetonów i drewnianych znaczników, a także akrylowych kostek substancji. Teraz przejdźmy do konkretnych zarzutów. Po pierwsze w pudełku powinno być szesnaście kostek w trzech kolorach. Niespodziewanie jest ich jednak osiemnaście co powoduje olbrzymi problem. Instrukcja przygotowania gry informuje, że w zależności od liczby graczy gramy „pełnym zestawem kości” lub odejmujemy od jednej do dwóch kosteczek. Odnosi się jednak do zamierzonej liczby – szesnastu kości – a nie do faktycznej liczby kostek w pudełku!

Sama instrukcja jest napisana chaotycznie, z błędami, a znaleźć w niej coś w czasie rozgrywki graniczy z cudem. Do tego sam setup liczy 28 podpunktów… Co więcej – w ciężkich grach częstokroć rozgrywkę ułatwia karta pomocy. Ta w Trismegistusie nie jest specjalnie przydatna, a na dodatek zawiera błędy w jednej z nielicznych informacji jakie posiada! Żeby było jeszcze śmieszniej – na kartach eksperymentów nie dość, że symbole kart do odrzucenia przy mniejszej liczbie graczy są napisane pionowo, malutką czcionką i w innym miejscu niż tradycyjnie, to jeszcze kolory tych kart nie zgadzają się z tymi na karcie gracza! Nie mam pojęcia jak to jest możliwe i kto za takie niechlujstwo odpowiada, ale dawno czegoś takiego nie widziałem w dużej, poważnej grze.

Jak w to się gra?

Zasady Trismegistusa są długie, zawiłe i skomplikowane. W tym akapicie przybliżę jedynie jak się w niego gra, a po dokładne informacje odsyłam do instrukcji.

Tura gracza składa się z 4 faz:

  • dobierania kości – wybieramy kość danego symbolu i sprawdzamy ile ich leży na planszy. Liczba ta oznacza moc kostki, którą możemy zwiększyć o jeden wydając żeton eterycznej kości.
  • akcji – w tej fazie można zrobić jedną z akcji:
    • zebranie substancji – za każdy punkt mocy kości zdobywamy jedną kostkę substancji danego symbolu
    • zdobycie esencji – za każdy punkt mocy zdobywamy jeden żeton esencji odpowiadający symbolowi kości
    • transmutacja- wydając moc i żetony esencji przenosimy kostki substancji po torach odpowiadających kolorowi kostki
    • pozyskanie artefaktu – wydając trzy punkty mocy zdobywamy jeden z artefaktów leżący na planszy
    • naładowanie artefaktu- wydając jeden punkt mocy odświeżamy zużyty artefakt
    • uzyskanie karty eksperymentu – wydając jeden punkt mocy zbieramy jedną z leżących na planszy kart eksperymentów
  • reakcji przeciwników – odwracając jeden ze swoich żetonów reakcji przeciwnicy mogą wykonać słabszą wersję akcji właśnie przez nas wykonanej
  • porządkowania laboratorium – przesunięcie kostki o mocy zero na pole zużytej kostki, po przesunięciu trzeciej kostki pasujemy i usuwamy zdobyte żetony bonusów z toru żywiołów

Gra kończy się po zakończeniu trzeciej rundy. Podliczamy punkty za wykonane eksperymenty, zdobyte publikacje, liczbę formuł przenoszonych na kamień filozoficzny, złoto i eteryczne kostki oraz premie z torów opanowania żywiołów. Osoba z największą liczbą punktów wygrywa grę, remisy rozstrzyga liczba wykonanych eksperymentów.

Klimat

Trismegistus obiecuje nam klimat eksperymentów alchemicznych na miarę Severusa Snape’a, czy Nicholasa Flamela. Niestety ogranicza się do przesuwania kosteczek w lewo i temat nie ma w grze żadnego znaczenia. Może dzięki niemu każdy symbol jest konkretnym metalem, ale rozwiązanie to jest zupełnie niepraktyczne. Są one nazwane tylko w instrukcji i nie ma do nich odniesienia na karcie pomocy. W naszych rozgrywkach gracze rozróżniali tylko rtęć – dzięki jej specyficznej właściwości – a cała reszta była tylko i wyłącznie „tym takim symbolem”.

Podsumowanie

Moja ulubiona gra Daniele Tasciniego to Marco Polo, które stworzył w kooperacji z Simone Lucianim. Co ciekawe gra tego drugiego autora – Newton – również została w 2019 roku wydana przez Lucrum Games. Dochodzę do wniosku, że to co mi się podoba w Marco Polo to zasługa właśnie Lucianiego, gdyż Newton kładzie dla mnie Trismegistusa na łopatki. Na pewno pierwsze wrażenie ma duży wpływ na ostateczną ocenę produktu.

Moje pierwsze zderzenie z Trismegistusem było fatalne. Dosłownie rzucałem instrukcją po pokoju, a w pierwszej rozgrywce popełniliśmy masę błędów. Druga wydawała się już być poprawna, ale wtedy dowiedzieliśmy się o błędzie z liczbą kości w pudełku. Ma to olbrzymi wpływ na balans rozgrywki i grając na osiemnaście kostek graliśmy w tak naprawdę inną grę… Ostatecznie udało się zagrać zgodnie z zasadami, ale nie oznacza to, że Trismegistus mi się spodobał. Jest to gra ciężka, ale w złym tego słowa znaczeniu. Mnie Trismegistus głównie męczy. Posiada wiele pomniejszych mechanik, połączonych ze sobą z bliżej mi nieznanego powodu. Zawiera masę malutkich zasad, które bardzo łatwo przeoczyć i jedynie co one robią znaczącego to wzbudzają moją irytację.

Gra oczywiście działa. Jeśli przebijemy się przez zasady i uda nam się ogarnąć wszelkie mechanizmy, to będziemy w stanie czerpać jakąś przyjemność z rozgrywki. Tylko kołderka w tej grze jest tak przeokrutnie króciutka, że trzeba lubić poczucie zbyt małej liczby akcji i planów realizowanych ostatkiem sił. Ja nigdy nie byłem fanem takiego rozwiązania. Ktoś może mi zarzucić – Sebastian, ale przecież grasz w gry wojenne, tam podpunkty sięgają czterech kropek, wyjątki od wyjątków są standardem, a jeden błąd może położyć całą rozgrywkę. Tyle, że w klimatycznej grze historycznej jestem w stanie to zaakceptować. Od euro oczekuję zupełnie innych rzeczy i przy takiej masie fantastycznych tytułów – w samym 2019 wydano dwa Brassy, Newtona i Podwodne Miasta – dla Trismegistusa nie ma w moim sercu miejsca. Ani na półce i stole.

Werdykt

Trismegistus nie jest grą zepsutą. Jest adresowany do bardzo konkretnej grupy osób. Fanów ciężkiego, abstrakcyjnego euro, z króciutką kołderką i masą mechanizmów oraz zasad. Wiem, że niektórzy są grą od Lucrum zachwyceni. Ja się do tej grupy nie zaliczam i od tego tytułu po prostu się odbiłem. Dla mnie w skali BGG jest to jedynie 4 – nie sądzę, żebym kiedykolwiek jeszcze w Trismegistusa zagrał.

  • Wykonanie: -

    + planszetki graczy

    + czytelna plansza główna

    – cienkie karty

    – błędna liczba kostek w pudełku

    – fatalna karta pomocy

  • Ocena końcowa: 4

    + to nawet działa…

    – … ale nie sprawia żadnej przyjemności

    – męczy zamiast bawić

    – olbrzymi próg wejścia

    – dramatycznie krótka kołderka

Gra otrzymana od Wydawnictwa Lucrum Games.