APERIODYK#20 Miało być pięknie, a wyszło…
W tym roku poznałem masę gier. Mieliśmy prawdziwy wysyp nowości, wśród których nie brakowało tytułów bardzo dobrych, jak i tych nieco gorszych. O większości tych lepszych w jakiejś formie napisaliśmy (tu i na facebook’u), ale o tych gorszych często nie wspominałem. Nie jest łatwo pisać o grach, które nam się nie spodobały, ale nie są w oczywisty sposób zepsute. Z jednej strony rozumiem, że niektórzy je bardzo lubią. Z drugiej po to bawimy się w recenzowanie planszówek, żeby ostrzegać potencjalnych kupców przed zbyt pochopnym zakupem. Im bardziej popularny jest krytykowany tytuł, tym radykalniejszy jest negatywny odzew. Dlatego chciałbym w jednym tekście zawrzeć moje największe planszówkowe rozczarowania 2019 roku. Rozprawmy się z nimi raz a dobrze.
Klub Detektywów
Bardzo lubię Dixita, ale niestety już go zbyt intensywnie ograliśmy. Pewne skojarzenia stały się oczywiste, a gracz spoza stałego składu jest skazany na przegraną. Wieść o grze czerpiącej z Rebelowego klasyka i dodającej grę nad stołem oraz większą interakcję między graczami natychmiast wzbudziła moje zainteresowanie. Niestety pierwsze partie były zupełnie nieudane. Właściwie od razu wiedzieliśmy kto nie znał hasła w danej rundzie i na nic zdawały się pokrętne tłumaczenia. Myślałem, że jest to spowodowane zbyt małą liczbą graczy, bo z Klubem zapoznawaliśmy się w cztery osoby. Liczniejsze partie rozwiały wątpliwości. Detektywistyczna zabawa od FoxGames to po prostu nie nasz klimat. Faktycznie na więcej osób jest lepiej, ale wtedy znowu szpiegowi zbyt łatwo się ukryć, a o całości partii może przesądzić kiepski dociąg kart.
Patchwork Doodle
Podstawowy Patchwork bardzo nam się spodobał. Roll and Write’y to hit sezonu, więc wprowadzenie tej mechaniki do bardzo dobrej gry nie mogło się nie udać, prawda? Niestety Doodle zupełnie do nas nie trafiło. Niby jest to ciągle ta sama mechanika i za pierwszym razem gra się całkiem przyjemnie. Za drugim nawet też, ale kiedy już uda nam się zaprojektować pełną kołderkę właściwie nie mamy po co grać dalej. Mi się to udało w trzeciej partii i poczułem, że zobaczyłem już wszystko co miała do zaoferowania ta gra. Kolejne potyczki wydawały się wtórne i nudnawe. Oczywiście można grać na wyśrubowanie wyniku, ale nie zmienia to fakty, że wykreślanka od Lacerty bardzo szybko nam się znudziła. Poznaliśmy Second Chance, które bazuje na niemalże identycznej mechanice, ale jest zdecydowanie bardziej satysfakcjonujące i regrywalne. Mam nadzieję, że ukaże się ono po polsku.
Ostatnie Chwile. Burzliwe życie Billiego Kerra
Miało nie być zepsutych gier. Właściwie trudno powiedzieć, że Ostatnie Chwile mają wadliwą mechanikę. Jej po prostu tam nie ma. Pomysłowa tematyka i ciekawa historia zostały ubrane w bezsensowne dociąganie kart do zestawu. Nie spotkałem jeszcze nikogo, komu ta gra by się spodobała. Z chęcią bym z taką osobą podyskutował, bo nadal mam nadzieję, że to my coś robiliśmy źle. Więcej w tekście – link.
Na skrzydłach
Tak, tak, wiem, krytykowanie Na skrzydłach jest modne. Kilkukrotnie już wspominałem, że ta przepiękna gra zupełnie nas zawiodła. Wielka szkoda, bo zarówno tematyka, jak i wykonanie są świetne. Niestety losowość i zmniejszanie liczby dostępnych akcji wraz z przebiegiem rozgrywki zabiły przyjemność z gry. Więcej w tekście – link. Na szczęście mamy innego przedstawiciela pięknych gier, który staje na wysokości zadania. Jest nim świetny Everdell.
Narcos i Osadnicy: Królestwa Północy
O obu Portalowych premierach wspomniałem w rozliczeniu oczekiwań (link). W obu przypadkach nie miałem ogromnych oczekiwać, więc i rozczarowanie było niewielkie. Narcos zupełnie nie oddaje emocjonującego klimatu serialu. Tutaj jeden z graczy stoi w miejscu i czeka, a pozostali szukają go na oślep, mając wiecznie zbyt mało akcji. Szkoda, bo mogło być świetnie. Świat Portalowych osadników nie należy do moich ulubionych uniwersów. Owszem, grafiki są pomysłowe, a wykonanie na najwyższym poziomie, ale sama rozgrywka liniowa i bardzo zdefiniowana przez umiejętności prowadzonej rasy. Jest to największy grzech gier asymetrycznych – mamy tylko jedną ścieżke, którą możemy podążać, a każde odstępstwo skutkuje przegraną.
Teotihuacan
Teotihuacana przywiozłem z Portalconu. Słyszałem, że na Essen gra wzbudziła duże zainteresowanie, a na żywo prezentowała się bardzo interesująco. W Tzolk’ina nie miałem przyjemności zagrać, ale Marco Polo, współtworzone przez Daniele Tasciniego, uważam za solidny tytuł. Zaczęło się od walki z instrukcją. Osławiona instrukcja Portalu w połączeniu z generalnie dość pogmatwanymi zasadami nie ułatwiała zadania. Każdy punkt miał podpunkty, a do nich wyjątki. Udało się wreszcie zagrać. Mniej więcej w trzeciej partii chyba graliśmy w pełni zgodnie z zasadami. Mechanicznie jest tu dość ciekawie, idea starzenia się robotników symbolizowanych przez kości k6 to pomysł genialny w swej prostocie. Tylko czemu to się tak długo rozkłada. Czemu w trakcie partii jest tyle fizycznego zarządzania grą. Czemu nie ma osobnych żetonów, lub choćby kart technologii dla graczy (ciągle zapominaliśmy o zdobytych umiejętnościach). Nie znaleźliśmy tu płynności, która według mnie cechuje najlepsze eurogry. Każda partia była tak samo mozolna, przez co trudno było czerpać przyjemność z rozgrywki.
Trismegistus
Tutaj mógłbym właściwie skopiować powyższy paragraf. Po raz drugi Board and Dice zaserwowało nam tytuł trudny nie dlatego, że jest wymagający tylko dlatego, że jest niepotrzebnie pogmatwany. Obsługi gry mamy tu trochę mniej, ale zasady są chyba jeszcze bardziej pokręcone. Do tego dochodzi masa dziwnej nomenklatury, nieprawidłowa liczba kości w pudełku i błąd na kacie pomocy, na której prawie nic nie ma… Instrukcja tez pozostawia wiele do życzenia. Niestety po kilku próbach, grając w pełni zgodnie z zasadami dalej bawiliśmy się średnio. Faktycznie nasze mózgi musiały się wysilać, ale zdecydowanie wolę łamigłówkę działającą płynnie niż taką, która ze mną walczy.
T.I.M.E. Stories Madame
Wielkie zakończenie oryginalnej sagi jest równie wielkim rozczarowaniem. Poprzednie scenariusze były nierówne, bywały genialne, jak i zupełnie nieudane. Liczyłem jednak na to, że finał serii dorówna tym najlepszym, albo chociaż zamknie pewną historię przeplatającą się we wszystkich odsłonach. Niestety nic takiego się nie wydarzyło. Otrzymaliśmy najgorszy ze scenariuszy, który był chaotyczny, dziwny i niegodny zakończenia serii. Po takim zamknięciu obawiam się inwestować w zapowiadane kontynuacje w nowej formie. Pełen ranking dodatków znajdziecie tutaj – link.